Masowa produkcja, dosłownie i nie. Ilość tego, co wyprodukowałam to masa.
Tworzywo, z którego produkowałam, to też masa, tyle , że solna:)
Nie, nie zmieniam profesji i nie zakładam sklepu z masą solną.
Te masowe wytwory są na szkolny kiermasz. Czeka je jeszcze suszenie i lifting malarski.
Ale tym zajmie się moja koleżanka, bo ja już pojutrze będę w drodze.
Jakby to nie brzmiało, lecę na bal do San Francisco ( to nie żart).
Ale zanim tam dotrę, odwiedzę parę miejsc po drodze. Więc najbliższe posty będą bardziej podróżnicze:)
Pięknie ukształtowałaś tę masę :))
OdpowiedzUsuńUdanych wojaży i balu oczywiście!
Jejku, jaka produkcja! Piękne ulepianki, ale kotek mi się podoba najbardziej :)
OdpowiedzUsuńJeju jakie cudeńka. Kotek świetny ale reszta też niczego sobie. :)
OdpowiedzUsuńPiekne te masosolene tworki i ta ilość - super. A ten bal w San Francisco - brzmi intrygująco:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Agnieszka
Oj, a wszystko wygląda apetycznie, jak masa ciasteczek przygotowanych do wypieku:)
OdpowiedzUsuńNiech ta rzesza aniołów tam nad Wami czuwa,na balu nie zgub pantofelka i nie licz na króla.
OdpowiedzUsuńSuper wygladaje te rzeczy z masy solnej fajne figurki
OdpowiedzUsuńwoow ale produkcja
OdpowiedzUsuń