Trochę czasu, trochę jedwabiu, trochę czesanki wełnianej, trochę wina, duży stabilny stół i najważniejsze - nieocenione towarzystwo. Pomysł też był - ufilcuję sobie tkaninę na jakieś ubranko.
Tu kolory przekłamane.
Zdaniem mojego dziecka mam talent do przestawiania ustawień w aparacie.
Tu już bardziej realne- po właściwym ustawieniu aparatu, a był późny wieczór.
A to skarb ze strychu. Nawet nie wiedziałam, że moja mama takie coś posiada. To coś z wałkiem służyło kiedyś do maglowania, a dla mnie było rewelacyjne do rolowania:) Jak dobrze leży w rękach. Rewelka!
I jesienny efekt moich wieczornych zmagań.
Teraz muszę pomyśleć - co sobie z tego wykombinuję:)
Ciekawa jestem, co z tego uszyjesz. A ta maglownica identyczna jak tak co ją miała Marina, żałuję, że jej sobie nie kupiłam, bo u mnie na strychu takiej nie znajdę :).
OdpowiedzUsuńwiększa i fajniejszy uchwyt ma:) No i swoje lata i historię:)
UsuńJeju, jaki piękny kawał tkaniny:)
OdpowiedzUsuńNo nie przyszłoby mi do głowy, żeby tym sprzętem filcować, moja mama chyba taką jeszcze ma :) No no, ciekawe, co za ciuszek powstanie :)
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie co z tego będzie.
OdpowiedzUsuńWieczór wesoły i pracowity,a materiał niepowtarzalny,znakomity!
OdpowiedzUsuńSuper sprzęt, super kolory, i materiał piękny, jestem ciekawa co z niego zrobisz.
OdpowiedzUsuńTe kolory w każdym świetle wyglądają inaczej :) Także jestem ciekawa, co z tego będzie. Jakiś blezer może? Eh, już widzę, szare dżinsy rurki i szary t-shirt, a na to właśnie długi żakieciek z tego filcu... Rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń