Dziś finał torebki. Powstała trochę dziwnie. Najpierw znalazłam w piwnicy resztki wełny, takiej żywej, prawdziwej, potem udziałam na drutach coś co miało być elementami torby.
Trafiło to dwa razy do pralki na 60 C. Trochę się skurczyło - efekt taki...
Potem ściboliłam, ściboliłam i uściboliłam. Na klapce naszyłam wycięte z arkuszy filcowych koniki, bo torba to prezent świąteczny dla fanki koni. Tak to wygląda. Efekt końcowy. Ta daaam!!!
Z przodu...
z boku...
w środku nawet jest kieszonka...
nawet jest pojemna...
zbliżenie na koniki...
Super! Jesteś fenomenalna !
OdpowiedzUsuńI wyszło rewelacyjnie. Choć nie jestem zwolenniczką filcowania robótek na drutach, ta torba bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPrzyznam,że na pierwszym zdjęciu to miało wygląd kupki nieszczęścia,ale...kiedy zobaczyłam następne fotki i torebkę już skończoną,to aż zaniemówiłam.
OdpowiedzUsuńKapitalna!
Jest...jest...magiczna...nie umiem jej określić...mam nadzieję...że kiedyś nauczę się i zrobię podobne cudo...jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńPiszę w rękawiczkach,które pożyczyłam od męża. Też fajne. A jak je się filcuje? Właśnie dziś wzięłam do ręki metkę, by sprawdzić co to za fajna firma od takich prezentów, a Krzyś mi mówi, że te inicjały nie są przypadkowe. Fajnie spędzasz ten wolny czas. GRATULACJE!!!!!!
OdpowiedzUsuńWiesia
Torba jest zjawiskowa, niepowtarzalna, wspaniała! Gratuluję:)
OdpowiedzUsuń