Nie pada, ale chmury krążą. Idziemy na rowery. W Batumi jest Public Velo System. Publiczne rowery za nieduże pieniądze. Kilkanaście stacji z rowerami pozwala poruszać sie po mieście. Chociaż poruszanie się poza ścieżkami rowerowymi to masakra. Po ulicy sie nie da, gruzini jeżdżą według sobie znanych zasad, jazdę po chodnikach utrudniają okrutnie wysokie krawężniki. Nie da się zjechać z chodnika bez zsiadania z roweru.
Najlepiej jeździć po ścieżkach rowerowych. Najdłuższa ciągnie się kilkanaście kilometrów wzdłuż wybrzeża.
Jadąc mija się różne cuda gruzińskiej archtektury - tutaj mamy prawie Pizzę, Rzym z Koloseum, a ciut dalej buduje się Forum Romanum:)
Różne zdania czytałam o nadmorskich rzeżbach - instalacjach.
Mnie się one podobają. Są niezwykle fotogeniczne:)
Mnie się one podobają. Są niezwykle fotogeniczne:)
A te japonki na jajach powaliły mnie zupełnie.
Jadąc docieramy do końca drogi, dalej tylko rozlewisko rzeki i pasące się krowy:)
W drodze powrotnej zjeżdżamy ze ścieżki żeby zobaczyć Czarnomorską Bramę.
Dalej w planach wjazd kolejką linową na wzgórze ponad Batumi.
I tu widać zielone, pewnie kiedyś herbaciane wzgórza otaczające Batumi.
Na górze knajpka i punkt widokowy.
Kolejka jedzie dość nisko nad domami, a tu akurat nad cmentarzem.
Wieczorem znów na kinakhali, ale zdjęć nie będzie:)
Usiedliśmy. Jeszcze nie zdążylismy złożyć zamówienia, kiedy kelner postawił przed nami lody, informując, że to od panów ze stolika obok:) Podziękowaliśmy pieknie i lody zjedliśmy. Kiedy złożylismy zamówienie Khinakali i dzban wina, pojawił sie drugi dzban - również od panów ze stolika obok. Tak sie rozkręciła impreza z Gruzinami z sąsiedniego stolika, przepijalismy za liubow, za nas, za was, za wsiech, tańczylismy do gruzińskiej muzyki i grubo po północy rozstaliśmy się jak najlepsi przyjaciele:)
Tacy są Gruzini:)))
Usiedliśmy. Jeszcze nie zdążylismy złożyć zamówienia, kiedy kelner postawił przed nami lody, informując, że to od panów ze stolika obok:) Podziękowaliśmy pieknie i lody zjedliśmy. Kiedy złożylismy zamówienie Khinakali i dzban wina, pojawił sie drugi dzban - również od panów ze stolika obok. Tak sie rozkręciła impreza z Gruzinami z sąsiedniego stolika, przepijalismy za liubow, za nas, za was, za wsiech, tańczylismy do gruzińskiej muzyki i grubo po północy rozstaliśmy się jak najlepsi przyjaciele:)
Tacy są Gruzini:)))
Z dołu,z boku i z góry na Batumi spojrzenie,to chyba nie tylko moje ale i wielu innych marzenie.
OdpowiedzUsuńByłam w Batumi jeszcze za czasów ZSRR, ale na Twoich zdjęciach odnajduję te same klimaty co wtedy. Niewiarygodne. I Gruzini - równie towarzyscy i gościnni byli kiedyś.
OdpowiedzUsuńTy sobie wczasujesz a ja Twoje tutki powielam. Jak chcesz to zobacz jak.
OdpowiedzUsuńFajne rowery mają i rzeźby nawet jajczarskie. Szkoda tylko, że tej herbaty nie widać.
Pozdrówki.