Rzadkość w Batumi, błekitne niebo i słońce. Idziemy na plażę:)
Plaża to ponad siedmiokilometrowy odcinek wybrzeża,
ludzi nie za dużo, ale kamieni... mnóstwo:)
ludzi nie za dużo, ale kamieni... mnóstwo:)
Przydały się prawie historyczne chorwackie sandałki:)
E... tam plaża, czekalismy na 15.15, o tej porze umówieni byliśmy z delfinami. Na miejscu, puszczono nam film instruktażowy, jak należy sie przygotować - czyli zdjąć wszystkie ozdoby, wykąpać się itd... na koniec odkażono nam jeszcze ręce specjalnym płynem.
I do basenu, w którym juz na nas czekał pan delfin:)
Ząbki miał jak się patrzy i nawet dał dotknąć. Ale nic nam tymi ząbkami nie zrobił. To było niesamowite.
Nie nastawialiśmy się na nic, ale myśleliśmy, że może pogłaskamy to cudne zwierzę, a to nie dość, że moglismy je wygłaskać, pobawić się z nim piłką, to jeszcze z nim, z właściwie na nim poływać:)
Potem wrażenia opiliśmy estragonową, jadowicie zieloną gruzińską oranżadą:)
Prosto z flaszki na ulicy.
Prosto z flaszki na ulicy.
Wymieniając wrażenia, spacerkiem po mieście do hotelu.
Po drodze zaskoczenie, na mapie widziałam napis Circus, ale byłam przekonana, że to może jakiś plac. A okazało się, że to Cyrk, ale nia namiot, ale budynek w którym odbywały sie i odbywają przedstawienia cyrkowe, wewnątrz tak jak w cyrku:)
Jak widać plakat o najnowszych wystąpieniach ukraińskiego cyrku.
Kiedy zatrzymałam się przy tym sklepie i wciągnęłam do niego Zbyszka, on mnie pytał po co mi świece, i to jakieś takie brzydkie. Ale kiedy kupiłam ,,te świece" i spróbował, to okazało się, że musimy jeszcze tam wrócić i dokupić więcej. Bo to, nie świece ale czurczcheli - orzechy nanizane na sznurek i unurzane w winogronowym gęstym soku, pozostawione do wyschnięcia. Pyszne:)
Nieopodal hotelu, pod teatrem - fontanna - nasz gdański Neptun, tylko bezwstydny i bez listka, ale po chwili okazuje się, że to nie on ma na bakier ze wstydem, tylko cztery panny, które tryskają strumieniami wody:)
Zachodzące słońce sprzyja zdjęciom,
nawet portowa część Batumi urzeka.
Tam też kończymy długi dzień przy khinkali, pomidorach i ogórkach w orzechowym sosie i dzbanie domowego, czerwonego, gruzińskiego wina:) w Samikitno Machakhela mają aż 15 rodzajów tych przepysznych pierogów.
Wydawało się, że kończymy, ale wracająć wpadliśmy na młyńskie koło i nie omieszkaliśmy zaznać romantycznej przejażdżki:)
Widok ze szczytu koła:)
To pływanie z delfinami musiało być przepięknym uczuciem i wspomnieniem :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ci kochana Beasiu, że przybliżasz nam gruzińskie klimaty. Aż zaczynam nabierać ochoty na wyprawę w tamte rejony, bo zapewne są dużo mniej tłoczne niż region śródziemnomorski :)
OdpowiedzUsuńWarto, spiesz się, żeby Gruzja nie spowszedniała i nie zrobiła sie taka jak wszystko:)
UsuńCzytając Twój komentarz do zdjęć mam wrażenie ,że tam jestem z Wami i odbieram to Batumi wszystkimi zmysłami.
OdpowiedzUsuńoj czy tam ,oglądam i aż chciało by sie tam być
OdpowiedzUsuńdzięki
Kurczę a ja myślałam, że tam zawsze murowany błękit nieba. Też bym się przewiozła na takiej płetwie. Super!!!
OdpowiedzUsuńOdnośnie poprzedniego postu uwielbiam niebieskie hortensje. Mam namiastkę na balkonie.
Uwielbiam fontanny i wszystko co z nimi związane. Podświetlenie miasta też cudowne.
Choć nie cierpię wylegiwać się na plaży, ta to dla mnie wszędzie kamiory. Szkoda tylko, że za drogo byłoby je przewieźć.
Odpoczywaj dalej, będę lukać.
Pozdrówki.
Niesamowite wrażenia. Też bym się tam wybrała. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo malowniczo i intrygująco wyglądają Twoje gruzińskie foto- relacje, zazdroszczę wrażeń. Miłego wypoczynku, pozdrawiam. Ala
OdpowiedzUsuńWakacje w Gruzji to moje marzenie! Dużo czytam o Gruzji aby żadna przygoda mnie nie zaskoczyła. Dziękuje za wpis.
OdpowiedzUsuń